SZCZUR
A razu pewnego, nie dalej jak wczoraj,
Szczur przyszedł do myszy w swych ckliwych amorach.
Zdjął czapkę i wąsy pazurem podkręcił,
I tak trzy kwadranse przy drzwiach myszy spędził!
Od września tysiąckroć wyznania miłosne
Ćwiczył przed swym lustrem, by zdążyć na wiosnę!
Aż pąki zakwitły i szczur się odważył.
Nic nie jadł. Nic nie pił. U myszy się zjawił.
Lecz zanim zapukał do drzwi w mysim domu,
Godzinę jak nic dreptał tam po kryjomu!
Aż w sobie się zebrał i pazur wysunął,
Zapukał i zadrżał, i raz na bok splunął.
I drzwiczki zgrzytnęły! I klucz się przekręcił!
Otwarło się niebo dla szczurowych chęci!
Lecz w górę nie spojrzał, spocony i drżący
Klęknął przed swą panią szczur prawie mdlejący.
W miłosnym wzruszeniu, nie unosząc głowy,
Z przejęciem wielkim szczur zaczął swe mowy:
„Kocham cię – wyjąkał – najmilsza myszeczko!
Zostań moją żoną śliczna panieneczko!”
Szczur, po tych słowach, ulgę poczuł wielką,
Stanął na dwóch łapach i raz strzelił szelką.
Lecz kiedy na myszkę czarująco zerknął,
O mało nie zemdlał, i przysiadł, i jęknął,
Bo w drzwiach zamiast myszki… stała jej ciotka,
Sędziwa wiekiem, ciut gruba despotka!!!
„Siostrzenica moja – chrypnęła do szczurzyska –
– siedzi od dni kilku w górskich uzdrowiskach.
Ona lubi czasem pojechać na wczasy.
Ja dom jej pilnuję i podlewam kwiaty.”
Szczur nisko się skłonił, łapy w kieszeń wcisnął,
Stulił ogon, uciekł i… już ani pisnął.
MIKROSKOP
Płyną sobie kropki
Po zielonym stawie.
Co to za punkciki?
Nikt nie pyta prawie.
Ale przyszła Zosia
I wody nabrała,
Do szklanego słoja
Kropki spakowała.
A w domu na stole
Postawiła sprzęty
I słoik z wodami
o obrazie ciut mętnym.
„Mamusiu!” – krzyknęła –
-„ wyjmujmy mikroskop!
Przyjrzyjmy się dobrze
Tym mokrym drobnostkom!”
Ciekawość do świata
Zaraz zwyciężyła
I tak mama w kuchni
Obiad porzuciła.
Kropelka na szkiełku,
Drugim szkłem przykryta,
Niby nieruchomo
Pod lupą spoczywa.
I oko zagląda
Przez okular długi
A tam wszelkich stworzeń
Cienie oraz smugi.
Raz jeszcze zbliżenie
I świat ten maleńki
Ogromnym się staje,
I cudnym, i pięknym!
Zwierzątka, co w jednej
Komórce się mieszczą,
Biegają pod szkiełkiem
I oko nam pieszczą!
I nitki roślinek
Zielone lub żółte,
I małe bąbelki
Rzęskami osnute.
„Och! Mamo! Jakiż
Ten Pan Bóg jest mądry,
Że taki ład stworzeń
Ułożył porządny!
W najmniejszych zwierzątkach,
W komórkach roślinek
Organa poskładał
Z tak tycich tycinek!
A rozum przyrody tej
Pojąć nie może,
Jak tylko zachwycić się
Tym, co tak Boże!
Ach mamo! Jak miło
W mikroskop spoglądać,
Lecz co teraz tatuś
Na obiad ma dostać?”
DAMA
W naszej małej mieścinie,
Co z niczego nie słynie,
Drepcze co dzień po bułki
I załatwia sprawunki
Pewna pani wytworna,
Malowana i strojna.
Chodzi jak wniebowzięta,
W rozdmuchany kok spięta,
W peleryny się stroi,
To jej bardzo przystoi,
I obuta na biało prezentuje się śmiało.
Chociaż… czy to jest modne?… tego ja nie oceniam,
Jedno tylko ci powiem, że to zawsze się zmienia.
A ponadto ta dama,
Luksusowo ubrana,
Nigdy sama nie chodzi,
Towarzyszą jej co dzień
Dwa psy mocno strzyżone,
W ciuchy zaopatrzone!
Kiedy słota na dworze,
One w śmiesznym kolorze
Obłożone wełniastym
Swetrem, szalem i paskiem!!!
A do tego w spodenkach
Na gumowanych szelkach!!!
Chociaż… czy to jest modne?… tego ja nie oceniam,
Jedno tylko ci powiem, że to zawsze się zmienia.
Gdy paniusia ta strojna
Z psami pląsa dostojna,
Wszystkie baby rynkowe
Aż pukają się w głowę!
Na targowych stoiskach
Śmieją się z niej ludziska.
Wszak zazwyczaj tak bywa,
Kiedy ktoś się wyrywa
Ponad przeciętne głowy,
Trend dyktować chce nowy,
Śmiech usłyszy i drwinę
I na swój temat kpinę.
Chociaż… czy to jest dobre?… tego ja nie oceniam,
Jedno tylko ci powiem, to się nigdy nie zmienia!!!
KAPCIE
Kapcie kłóciły się, który z nich ważniejszy,
Czy z prawej, czy z lewej strony dostojniejszy.
Wieczorem, gdy nogi szły na łoże swoje,
Kapcie jeszcze ciepłe zaczynały boje!
Tak co noc do świtu za czuby się brały,
I wzajemnie sobie szewki podgryzały.
Aż pewnego ranka, gdy noc z wolna przeszła
Prawemu kapciowi – TRACH! – pękła podeszwa!
„A! widzisz! – rzekł kapeć lewy do współbrata –
– Ja jestem ważniejszy! A ty mi stąd zmiataj!”
Wtem kury zapiały i słonko zabłysło
I nogi powstały, by w kapcie się wcisnąć.
Kapeć lewy prychnął i bardzo bezczelnie
Pożegnał prawego, który płakał rzewnie.
Lecz jakiż to szok na oba spadł wielki,
Bo wraz z prawym lewy też trafił do ręki!
I zaraz na oba padł wyrok jednaki,
Razem poszły w śmieci! Ot i finał taki.
MAŁPA
Wisiała małpa na linie.
Gdzie?
W Tryszczynie.
Po co? Tego nie wiedziała.
Hmm… to znaczy… Kiedyś wiedziała
Ale zapomniała.
PCHEŁKI
W zapyziałej dziurze,
Na plecionym sznurze
Dwie pchełki siedziały
I sobie gadały.
Jedna mówi: Skaczę,
Gdy pieska zobaczę!
Pójdę w świat szeroki
Podziwiać obłoki!
Druga mówi: Siedzę.
Zimę w głodzie spędzę.
Przyjdzie pies golony,
Pójdę na salony!
Pierwsza – od miesięcy
Tędy i owędy
Z kundlem podróżuje,
Światem się raduje!
Druga – na swym sznurze,
Otulona kurzem,
Zaciskając palce,
Czeka na swą szansę.
Pierwsza – w deszczu, w słońcu,
Czasem na zającu,
Świat cały poznaje,
Radości doznaje!
Druga – ledwo żywa!
Sucha i leciwa
Ze zgryzoty płacze,
Ale wciąż nie skacze.
Pierwsza – w sierści lisiej,
Wilczej albo mysiej,
Na łąkach i w lasach
Wesolutko hasa!
Druga – mizerota
Twarda w swych ochotach,
Czeka rozżalona,
Wciąż śniąc o salonach.
Mijały miesiące,
Chwil wszystkich tysiące,
Pchły się zestarzały,
Siły już nie miały.
W zapyziałej dziurze
Znów siedzą na sznurze,
Siedzą cichuteńkie,
Stare, starusieńkie.
Pierwsza – już wysycha,
Sama ledwo dycha
Lecz szczęśliwa cała,
Dobre życie miała.
Drugą – w ciężkich dąsach
Złość pali gorąca,
Świata nie poznała,
Na salony chciała!
Siwe, siwiuteńkie
Pchełki dwie maleńkie,
W zapyziałej dziurze
Siedzą na swym sznurze.
RĘKAWICZKI
Rękawiczki się smuciły
Gdyż nadeszła wiosna,
W szafie siedzieć nie lubiły,
Z dziećmi chciały zostać!
A ponadto ze starości
Dziur kilka dostały,
Żywot swój w służbie ludzkości
Wkrótce skończyć miały!!
Ale wzięła je mamusia,
Włosy im doszyła,
Potem oczka, uszka, buzia…
Pacynki zrobiła!!!
Teraz, na swe stare lata,
W teatrzyk się bawią,
W strojnych sukniach, w pięknych szatach
Swe występy mają!!!!
LUKROWANE CIASTKO
Lukrowany pierniczek,
Malowany światem,
Z czekolady patyczek,
Z marcepana kwiatek,
Z orzecha piłeczka,
Z migdała zaś chmurka,
Mała biedroneczka
Z naszego podwórka!
I wszystko cukrowe,
Słodziutkie i przednie,
Smaki kajmakowe,
Że aż ślinka cieknie!
Motylek lukrowy,
Sezamkowy deszczyk,
Listeczek cukrowy
I dla Zosi wierszyk!
Wypisane zdania
Czekolady smakiem
O ciastku, co mama
Malowała światem.
SŁONKO ALBO DESZCZ
Słonko moje żółte!
Jakże cię brakuje,
Gdy deszcz z ciemnej chmury
Na głowę ląduje.
Kiedy z ogródeczka
Chmura barwy kradnie,
Chowasz się, gdy wołam.
Słonko! Fe! Nieładnie!
Kropelkowy deszczu!
Jakże cię brakuje,
Kiedy słońce, prażąc,
Kwiatki mi marnuje.
Gdy ptaszki w ogrodzie
Z suchym milczą gardłem.
Ja cię wołam! Deszczu!
Milczysz? Fe! Nieładnie!!!