z prof. Jerzym Robertem Nowakiem, autorem pierwszej książki o resortowych dzieciach, rozmawiała Aldona Zaorska ( Gazeta Warszawska )
.
Panie Profesorze, czytał już Pan „Resortowe dzieci”? Jakie Pan – autor pierwszej książki o tym środowisku – odniósł wrażenia po tej lekturze?
W mojej ocenie tytuł książki jest nieprecyzyjny. Lepiej byłoby użyć np. sformułowania „Dzieci Targowicy”, które ujęłoby wszystko – dzieci KPP-owców, politruków z PZPR-u i ludzi z ubeckimi rodowodami. Co do samej treści, moim zdaniem książka ta jest dość nieprecyzyjna, ale nie jest to moje główne zastrzeżenie do niej. Zanim je przedstawię, chcę wyraźnie i stanowczo podkreślić, że uważam, iż tego typu książki są potrzebne i im więcej ich będzie, tym lepiej. Mam natomiast zastrzeżenie na temat tego, co pani Kania rozgłasza przy różnych okazjach, m.in. w telewizji Republika. Chodzi mi głównie o jej stwierdzenie, że nie było jeszcze nigdy przedtem takiej książki. Otóż była. Moja. „Czerwone dynastie”, które ukazały się dziewięć lat wcześniej i których napisanie, wydanie, a także sprzedaż przez poszczególne księgarnie wymagały znacznie więcej odwagi niż ta, którą przypisuje sobie pani Kania. (Stanisław Michalkiewicz opisywał kiedyś, jak po ukazaniu się „Czerwonych Dynastii” po warszawskich księgarniach chodzili radni SLD i skutecznie straszyli księgarzy podwyższeniem czynszów, jeśli będą sprzedawali moją książkę.) Miło mi w związku z tym, że o mojej książce przypominali ostatnio m.in. redaktorzy Cezary Gmyz i Piotr Gociek. Otrzymuję wiele wyrazów wsparcia od moich czytelników, którzy się oburzają, że zapomniano o prekursorstwie mojej pracy. Dzwonili do mnie w tej sprawie m.in. dr hab. Bogusław Wolniewicz, świetny publicysta Michał Mońko, b. przewodniczący „Solidarności” w TVP, profesor Ryszard Bender, filozof dr Jan Przybył, który niedawno prowadził spotkanie z p. D. Kanią w łódzkim Klubie GP, b. działacz PC Tadeusz Burger. Te reakcje są dla mnie bardzo ważne. Zresztą pani Kania pominęła nie tylko mnie i moją pracę, ale także artykuły Leszka Żebrowskiego, który publikował na początku lat 90. Zapłacił za nie m.in. skrajnym atakiem ze strony prof. Paczkowskiego, który zarzucał mu rzekomy moczaryzm. Podkreślam – pragnę jak najwięcej nowych bulwersujących publikacji, jednak chciałabym, aby ich autorzy pamiętali o swych poprzednikach, którzy publikowali wcześniej w znacznie trudniejszych latach.
Dlaczego pani Kania pominęła Pana pracę?
Powody mogą być różne. Najbardziej przykre jest, że chce promować swoją książkę jako absolutnie wyjątkową, chociaż wiele nazwisk przejęła za moją książką i za innymi omówieniami, które były znacznie dokładniejsze od jej. Muszę przyznać, że brak precyzji i gruntowności podejścia w „Resortowych dzieciach” wielokroć mnie autentycznie zadziwił. Szczególnie dziwne było dla mnie np. skrajne zbagatelizowanie fatalnej roli odegranej przez b. prezesa telewizji Janusza Zaorskiego. Skandalem wręcz było to, że p. Kania, bądź co bądź autorka książki o mediach, pomyliła prezesa TVP Janusza Zaorskiego z jego bratem Andrzejem Zaorskim. Na dodatek poświęciła mu tylko jedno zdanie, podczas, gdy np. o Ninie Terentiew rozpisywała się na kilku stronach. Przypomnimy więc, że Janusz Zaorski jako prezes TVP „mocno zasłużył się” nie tylko dla przeciwstawiania się dekomunizacji, ale także w walce z Kościołem i patriotyzmem. Należał też do „czerwonych dynastii”, bo jego ojciec był wiceministrem kultury w PRL. Jako szef TVP Janusz Zaorski był kolejnym szefem (po Drawiczu), który robił wszystko, żeby zablokować jej zreformowanie. I dlatego zasługuje na dużo szersze omówienie. To zresztą niejedyne dysproporcje w tej książce. Ja np. szeroko pisałem o agenturalnej roli ojca Dawida Warszawskiego – Bolesława Geberta i jego żony z bezpieki Krystyny Poznańskiej. W książce pani Kani znajdujemy na ten temat dużo skromniejsze informacje.
„Najwyższy Czas” z 18 stycznia opublikował bardzo ostry tekst krytyczny Leszka Szymowskiego o „Resortowych dzieciach” pt. „Ukradzione dynastie”. Autor zarzucił p. Kani przejęcie „większości informacji” z Pana wcześniejszych „Czerwonych dynastii”.
Ja bym to nieco inaczej sformułował w imię naukowej precyzji. Otóż w książce p. Kani zaczerpnięto bardzo dużo informacji o najistotniejszych postaciach z moich o 9 lat wcześniejszych „Czerwonych dynastii”. I zrobiono to bez jakiegokolwiek odwołania się do mojej książki, co jest absolutnie nierzetelne. Dodam coś, co szczególnie różni moją książkę od „Resortowych dzieci” Otóż u mnie nie ma tak typowego dla „Resortowych dzieci” zalewu pseudoinformacji o tym, z kim się rozstał p. Kraśko dla p. N. Terentiew, czy o tym, co oglądał w windzie windziarz – dziadek M. Komara. To jest absolutny chłam, którego inteligentny autor winien unikać. Świadomie nie chciałem podejmować tak ostro jak red. L. Szymowski pewnych kwestii mimo całego mego oburzenia na metody p. Kani. Zależało mi bowiem przede wszystkim na skutecznym zapobieżeniu dalszej erupcji jej samochwalstwa w „TV Republika” kosztem innych autorów. Stąd skupiłem się na obszernym 16-stronnicowym liście do współtwórcy „TV Republika” red. Bronisława Wildsteina. W liście wyliczyłem bardzo konkretnie różne zapożyczenia, błędy i dysproporcje książki p. Kani. Chyba swój cel osiągnąłem, gdyż red. Wildstein, odpowiadając mailem na mój list zaznaczył m.in., iż: „list pozostawiam sobie jako informację, aby nie zapominać o prekursorach”. A później mówił m.in. o „wielu błędach” książki p. Kani (w wywiadzie dla „Superexpressu” z 15 stycznia).
Pani Dorota Kania plakaty podpisane „Bartosz Węglarczyk – wnuk Józefa Światły” określiła jako kłamstwa, podczas gdy Bartosz Węglarczyk na łamach „Polityki” pośrednio sam przyznał się do tego. Może Pan to jakoś skomentować?
Akurat postacią Węglarczyka się nie zajmowałam, więc sam chętnie dowiem się czegoś na ten temat i dlatego nie mogę komentować opinii pani Kani w tym względzie. Jak już mówiłem – mam zastrzeżenia co do precyzji różnych określeń przez nią używanych. Kiedyś pisała różne nonsensy na mój temat. Ostro polemizowałem z nimi w „Naszym Dzienniku”. Stratą dla książki jest to, że Dorota Kania poszła w niej na ilość, a nie na jakość – częstokroć rozwodzi się nad postaciami mało znaczącymi, a pomija te istotne. Na przykład – ja dużo pisałem o roli ojca Michała Komara – Davida Kossoja, wykonawcy zbrodniczych wyroków na wrogach komunizmu. U pani Kani znajdujemy dużo skromniejszą, wręcz mikroskopijną informację na ten temat. Przy opisie poświęconym byłemu agentowi SB Wojciechowi Giełżyńskiemu u pani Kani zabrało informacji, że Giełżyński w latach 1995- 2006 był rektorem Wyższej Szkoły Komunikowania i Mediów Społecznych w Warszawie, a od 2006 roku jest wiceprezydentem tejże uczelni. Nie dowiadujemy się również nic o tym, że poza współpracą z SB Giełżyński „wsławił się” wydaniem w 1968 r. broszury „Oko za oko” – plugawego paszkwilu na studentów- „warchołów” i syjonistów, Jasienicę, Kisiela, Słonimskiego. Nie dowiemy się, że czołowy moralista „Wyborczej” Andrzej Szczypiorski jako pierwszy polski renegat wystąpił w Niemczech z wypowiedzią, że Polacy są współodpowiedzialni za mordowanie Żydów w drugiej wojnie światowej (w „Das Parlament” z 7 maja 1993 r.). Razi mnie także skłonność do kłusowania w stronę plotek, a pomijania rzeczy ważnych. Na przykład – w bardzo niewielkim stopniu pani Kania zajmuje się w swojej książce kwestią walki dużej części postaci w niej opisanych z Kościołem i patriotyzmem, a jest to ogromnie istotna część ich działalności. Koncentrowanie się na tym, że te osoby przeciwstawiały się lustracji czy dekomunizacji, to za mało, żeby należycie pokazać ich działalność, no i wpływ na obecną sytuację w Polsce. Przykro, że nie zwróciła uwagi, jak bardzo te dzieci Targowicy kontynuują działania swych ojców i matek w dziedzinie walki z Kościołem.
Przykładem może być postać Michnika…
Jeżeli chodzi o Michnika, to w książce „Resortowe dzieci” całkowicie została pominięta sprawa roli jego matki Heleny Michnik – marksistowskiej historyk, która w swoim podręczniku niezwykle ostro atakowała religię. Sam Adam Michnik jeszcze w latach 60. był zdecydowanym wrogiem prymasa Wyszyńskiego. Potem w książce „Kościół, lewica, dialog” (1978 r.) akcentował swoje, moim zdaniem, tylko pozorowane zbliżenie do Kościoła. Dziś w „Gazecie Wyborczej” widzimy bardzo silny nurt walki z Kościołem. W książce „Krótka rozmowa między panem, wójtem a plebanem”, którą Michnik pisał razem z Żakowskim i ks. Tischnerem, jest mnóstwo niemal wyłącznie negatywnych określeń pod adresem prymasa Wyszyńskiego, a w jednym momencie nawet ewidentne oszczerstwo, że rzekomo prymas cieszył się z aresztowania Michnika i Kuronia.
Nie ma Pan wrażenia, że pomimo wszelkich wysiłków czerwonych dynastii społeczeństwo jednak nimi się interesuje?…………..Więcej :http://wirtualnapolonia.com/2014/02/21/re%C2%ADsor%C2%ADto%C2%ADwe-dzie%C2%ADci-opa%C2%ADno%C2%ADwa%C2%ADly-nie-tyl%C2%ADko-me%C2%ADdia/