Rolnik na postronku

Źródło: Nasz Dziennik

Środa, 18 grudnia 2013 (02:09)

Agencja Nieruchomości Rolnych ma zarobić w przyszłym roku dla budżetu państwa ponad 4 mld zł – najwięcej w swojej dotychczasowej historii. Te pieniądze zostaną wyciągnięte z kieszeni rolników.

 

Gospodarze obawiają się, że ANR będzie ich zmuszać do rezygnacji z dzierżaw i wykupywania użytkowanej ziemi.

W ostatnich kilku latach Agencja Nieruchomości Rolnych, która zarządza państwową ziemią po upadłych PGR-ach, jest dostarczycielem ogromnych pieniędzy dla budżetu państwa. W ostatnich dwóch latach było to po prawie 2 mld zł rocznie, a od 2005 r. – łącznie ponad 14 mld złotych.

Już na początku grudnia ANR wykonała też tegoroczny plan wpłat do budżetu – 1 mld 975 mln złotych. Prezes Agencji Leszek Świętochowski chwalił się, że jego instytucja zarobiła dla państwa więcej pieniędzy, niż wynosiła dywidenda z Polskiej Grupy Energetycznej – od największego koncernu energetycznego w kraju budżet dostał 1 mld zł dywidendy.

W porównaniu z tym, co odprowadza państwu ANR, bardzo skromnie wygląda też dywidenda z innych dużych spółek: z PZU to 900 mln zł, PKO BP – 700 mln zł, a od naftowego potentata PKN Orlen Skarb Państwa dostał tylko 200 mln złotych. I co ciekawe, w kryzysowym 2013 roku, gdy spadały dochody budżetu z podatków, ANR udało się zrealizować plan finansowy, co na pewno ucieszyło ministra finansów.

Wyprzedaż

Projekt na ten rok jest jeszcze ambitniejszy, bo koalicja rządowa przeforsowała zapis, który mówi o tym, że wpływy Agencji Nieruchomości Rolnych wyniosą 4 mld 62 mln zł, z czego 3,4 mld będzie pochodzić ze „sprzedaży mienia”, a 400 mln zł z „odpłatnego korzystania z mienia”. Pod tym pierwszym terminem kryje się sprzedaż ziemi, a pod drugim dochody z jej dzierżawy. Rolnicy są przerażeni, bo to oznacza, że te pieniądze ANR zamierza od nich wyciągnąć, bo innych sposobów na wykonanie planu finansowego nie ma.

– Rolnicy, tak jak w poprzednich latach, będą ratować budżet – uważa Jerzy Chróścikowski, przewodniczący NSZZ Rolników Indywidualnych „Solidarność”.

Edward Kosmal, przewodniczący Międzyzwiązkowego Komitetu Protestacyjnego Rolników Województwa Zachodniopomorskiego, wskazuje, że rząd nie dba o interes właścicieli rodzinnych gospodarstw rolnych, bo z jednej strony brakuje ułatwień w nabywaniu przez nich państwowej ziemi, a z drugiej – wyciąga się z kieszeni rolników ostatni grosz, zmuszając ich do zakupu dzierżawionych teraz od ANR gruntów.

– Lepiej traktowani są zachodni nabywcy ziemi niż polscy rolnicy. Tamci to często wielkie spółki, z ogromnymi kapitałami i dla nich zakup ziemi w Polsce to znakomity interes – skarży się Edward Kosmal.

Kiedy dzierżawa

Tymczasem dla wielu polskich gospodarzy dzierżawa jest korzystna, bo nie trzeba od razu wydawać dużych pieniędzy na zakup ziemi – średnia cena 1 ha gruntu rolnego to w tej chwili 18 tys. zł, ale częste są też przypadki, gdy trzeba zapłacić kilka razy więcej. Natomiast ceny dzierżaw nie przekraczają – według informacji prezesa Świętochowskiego – 1000 zł rocznie za hektar.

Podobną opinię wyraża dr Krzysztof Wiktorowski, doradca Rolniczego Komitetu Protestacyjnego, który uważa, że państwo powinno odejść od polityki zmuszania rolników do kupna ziemi, a należy dążyć do zachowania dzierżaw. Rząd twierdzi jednak, że nie trzeba zmieniać prawa, bo rolnicy mają preferencje w zakupie ziemi – należności można im rozłożyć na 10-letnie raty, niektórzy korzystają też z kredytów z dopłatami z budżetu państwa na ten cel.

Wejdą cudzoziemcy

Prezes ANR zapowiada kontynuowanie dotychczasowej polityki: preferowana będzie sprzedaż gruntów, a dzierżawy będą ograniczane, więc najpewniej tegoroczny plan sprzedaży – 127 tys. ha – będzie musiał być znacznie zwiększony, przy jednoczesnym wzroście cen gruntów.

Rząd ma bowiem to szczęście – z punktu widzenia budżetu – że popyt na państwową ziemię jest wciąż bardzo duży, a po 2016 r. może jeszcze wzrosnąć, gdy znikną ograniczenia w nabywaniu gruntów rolnych przez cudzoziemców. Nie będą oni musieli, tak jak teraz, uciekać się do różnych kruczków prawnych ani do wystawiania tzw. słupów, aby kupić polską ziemię.

ANR zaś ma wciąż ogromny majątek w postaci 1,7 mln ha ziemi, z czego w dzierżawie jest 1,3 mln ha – agencja ma podpisane umowy z prawie 70 tys. dzierżawców (300 tys. ha to grunty, których nie da się rolniczo wykorzystać, np. tereny zalewowe albo małe skrawki ziemi, których nie opłaca się uprawiać). Leszek Świętochowski tłumaczy, że obowiązek przyspieszenia prywatyzacji ziemi nakazują ANR przepisy ustawy z grudnia 2011 r. o gospodarowaniu nieruchomościami rolnymi Skarbu Państwa.

Poseł Henryk Kowalczyk (PiS) z sejmowej komisji rolnictwa wskazuje na bardzo istotny paradoks. Otóż w sytuacji, gdy państwo zmniejsza w przyszłorocznym budżecie wydatki na rolnictwo i obszary wiejskie, zaplanowano ogromny wzrost dochodów do budżetu państwa z tytułu sprzedaży ziemi z Agencji Nieruchomości Rolnych. Czyli rząd chce jak najwięcej wyciągnąć z rolnictwa, nie dając nic w zamian, bo nie spełniono np. podnoszonego od kilku lat postulatu organizacji rolniczych dotyczącego wzrostu stawek zwrotu akcyzy za paliwo używane do uprawy ziemi.

Nierozwiązana po myśli rolników jest też kwestia wspierania rozwoju gospodarstw rodzinnych czy ułatwień w sprzedaży bezpośredniej żywności wytwarzanej w gospodarstwie rolnym.

Krzysztof Losz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *