Święty Józef w orędziu fatimskim

DSC07

Być może dla niektórych jest zaskoczeniem informacja zawarta w tytule o obecności św. Józefa w orędziu fatimskim. Ale to prawda i ma wielką wagę.

Aby wejść w ducha fatimskiego orędzia i lepiej ocenić jego rangę, trzeba wspomnieć, że objawienia Matki Najświętszej zostały – po ludzku mówiąc – bardzo starannie, z dużym wyprzedzeniem przygotowane. Był to rok 1916. Dla wybranych dzieci rok przedziwnej szkoły. Szkoły prawdziwej wiary, mocą której człowiek korzy się przed Bogiem, adoruje Go jako swego Stwórcę i Pana, którego kocha, do którego się modli, a za winy przeprasza. Nauczycielem był Anioł Pokoju posłany przez Boga. Nauczył on dzieci prawdziwej wiary, modlitwy i jeszcze czegoś więcej: jak ze wszystkiego, co człowiek czyni i cierpi, można składać ofiarę w intencji przebłagania Boga i nawrócenia grzeszników.

Gdy Niebo porusza ziemię

Kiedy 13 maja 1917 roku ukazała się im „Pani z Nieba”, to już nie były to zwyczajne dzieci prosto „z wioski” czy „z pastwiska”. Były ponad wiek uformowane. Mogła nie tylko prosić, aby przychodziły na spotkania z Nią i codziennie odmawiały Różaniec, ale także – gdy wyraziły zgodę na przyjmowanie cierpień jako zadośćuczynienie za grzechy i o nawrócenie grzeszników – zapowiedzieć im, że będą wiele cierpieć. Odchodząc, światłem spływającym z Jej rozłożonych dłoni napełniła ich wnętrza, „żeśmy się widzieli w Bogu” – napisze po latach Łucja. Ale ten nadmiar radości spowodował, że mała Hiacynta nie mogła wytrzymać i się wygadała. Stało się to początkiem ich cierpień ze strony lewackich, ateistycznych urzędników, dla Łucji – także w domu. Jednocześnie te powtarzane wieści pobudzały ciekawość i wiarę ludzi, którzy coraz tłumniej zaczęli nachodzić widzących i przybywać na miejsce objawień. W lipcu Pani obiecała, że w październiku powie, kim jest, i uczyni cud, żeby wszyscy uwierzyli; we wrześniu dodała, że przybędzie także Pan Jezus, Matka Boska Bolesna i z Góry Karmel oraz św. Józef z Dzieciątkiem.

Objawienie z pieczęcią znaków

Ten dzień, 13 października 1917 roku, naprawdę nie był odpowiedni na wielkie zgromadzenie. Deszcz lał bez przerwy całą noc, od rana dodatkowo wiał zimy wiatr, a „ludzie przyszli masami”. Kiedy mieli zacząć Różaniec i na wezwanie Łucji zamknęli parasole, zaświeciło słońce. W czasie modlitwy „pchana wewnętrznym nakazem” krzyknęła jeszcze: „Nasza Pani przychodzi”. Ten okrzyk przekazywany z ust do ust pobudził uwagę zebranych i nikt nie wiedział, że od tego momentu zaczęły się dwa ciągi doświadczeń i doznań: co innego przeżywali ludzie zgromadzeni w Cova da Iria, co innego Łucja, Franciszek i Hiacynta. Tamtym trzeba było znaków, aby uwiarogodnić objawienia, obudzić wiarę, wstrząsnąć sumieniami. W sercach wybranej trójki wiara była ugruntowana i w tym momencie dzieci znalazły się w innym świecie. One miały wizje wewnętrzne i nie potrzeba im było znaków zewnętrznych. Raczej świat zewnętrzny przestał dla nich istnieć. Piękna Pani powiedziała im, że jest Matką Boską Różańcową, że wojna się skończy, ale w dalszym ciągu trzeba odmawiać Różaniec, a gdy miała odejść, napomniała ze smutkiem: „Niech ludzie już dłużej nie obrażają Boga grzechami, już i tak został bardzo obrażony”. I jak za każdym razem rozchyliła szeroko ręce promieniujące nieziemskim blaskiem, aby udzielić im światła i mocy.

Jednak na tym objawienie się nie skończyło. W głębi firmamentu pastuszkowie zobaczyli – jak to po latach opowie s. Łucja – „po stronie słońca św. Józefa z Dzieciątkiem Jezus i Naszą Dobrą Panią ubraną w bieli, w płaszczu niebieskim. Zdawało się, że św. Józef z Dzieciątkiem błogosławił świat ruchem ręki na kształt krzyża. Krótko potem ta wizja znikła i zobaczyliśmy Pana Jezusa z Matką Najświętszą. Miałam wrażenie, że jest to Matka Boska Bolesna. Pan Jezus wydawał się błogosławić świat w ten sposób jak św. Józef. Znikło i to widzenie, i zdaje się, że jeszcze widziałam Matkę Boską Karmelitańską”.

Pośród tych przeżyć Łucja, „nie zdając sobie sprawy z obecności ludzi” (!), zawołała, aby „spojrzeli na słońce”. Zrobiła to „pod wpływem impulsu wewnętrznego”. Ona oglądała Panią i widziała, jak „Jej własny blask odbijał się od słońca”, a ludzie, podnosząc głowy ku niebu, zrazu nawet sobie nie uświadomili, że mogą się wpatrywać w słońce i ono nie razi. Świeciło i grzało, ale nie raziło. W pewnym momencie zaczęło wirować wokół własnej osi, popadło w „spiralny taniec, jakby oderwało się od firmamentu i pędziło w kierunku ziemi”. Zgromadzeni krzyczeli ze strachu, przepraszali za grzechy, błagali o różne łaski. „Cudowi słońca” towarzyszyły zjawiska świetlne. Świadkami fenomenu były tysiące, tysiące ludzi, nie tylko w Fatimie, ale także w różnych odległych miejscach.

Więcej w:http://www.naszdziennik.pl/wiara-kosciol-w-polsce/71730,swiety-jozef-w-oredziu-fatimskim.html

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *