To nie jest ani rozsądne, ani sprawiedliwe! NIE! Ale to jest MIŁOŚĆ!!!

Z o. Maciejem Sierzputowskim rozmawiała Kasia Chrzan.

teksty z liturgii z: 8.02.2015r.

 

Kasia: Ojcze Macieju, Hiob strasznie się męczy, walczy i nie widzi nadziei, a noc którą odczuwa jeszcze nie jest dla niego światłem. „Czas leci jak tkackie czółenko i przemija bez nadziei”… a jednak wkrótce, tuż… tuż… „to co zna Hiob ze słyszenia, ujrzy wzrokiem”. Hi 42, 5

Przenieśmy tę walkę na nasze życie, bo przecież historia Hioba jest naszą osobistą historią. Czy rzeczywiście musimy doświadczyć nocy, w której się nie widzi Boga, ale swoiście słyszy, aby dopiero potem ‘ujrzeć Go wzrokiem’?

Czy człowiek powinien się bać tego dotknięcia niepewności i swoistego mroku, na pewnym etapie swego wewnętrznego życia? Jak spełnia się życie Hioba w nas samych? Bo przecież jego historia jest serią drogowskazów dla naszego braku Nadziei, który odczuwamy czasem?

o. Maciej: Księga Hioba, czy też Joba, rozprawia się z zasadą retrybucji, czyli odpłaty, zgodnie z którą jeśli jesteś dobry, otrzymujesz błogosławieństwa, jeśli zaś żyjesz źle, spadają na ciebie przekleństwa… Wydaje się, że wszystko się zgadza, jednak w historii Hioba jest mocny zgrzyt…

Ten człowiek jest sprawiedliwy do bólu, mimo to spada na niego nieszczęście. Dobry Hiob cierpi. Ale dlaczego?

Na to próbują odpowiedzieć jego przyjaciele, którzy stają wobec absurdu cierpienia i chcą go wyjaśnić… Ich tłumaczenie ma w sobie ziarna prawdy, ale mimo to jest niewystarczające i Hiob to czuje… Groteskowe próby wyjaśnienia cierpienia cierpiącemu.

Odpowiedź na słynne pytanie: „DLACZEGO?”. Odpowiedzi są niewystarczające, bo problem polega na tym, że pytanie jest niewłaściwe!

Historia Hioba pokazuje to bardzo wyraźnie… Właściwe pytanie w obliczu bólu, cierpienia, absurdu to nie „dlaczego?”, ale „JAK?”… Jak przeżywać to, co mi się zadziało…?

Cierpienie jest złem i trzeba nazywać je po imieniu, więc… Jak!? Są ci, których cierpienie spycha w przepaść najczarniejszej depresji i… są ci, w których cierpienie budzi KRZYK… ci, którzy krzyczą do Boga i… przeżywają doświadczenie Hioba: „Dotąd Cię znałem ze słyszenia, teraz ujrzało Cię moje oko” (Hi 42, 5)…

Co za wspaniałość, co za piękno!!!

Kasia: Proszę Ojca, św. Paweł z pewnością nie jeden raz krzyczał do Boga, a Bóg mu odpowiadał, tak że mógł działać tak jak działał. No właśnie, jak działał św. Paweł:

„Nie jest dla mnie powodem do chluby to, – powiedział – że głoszę Ewangelię. Świadom jestem ciążącego na mnie obowiązku.”

Czyżby znów powrót do tematu odpowiedzialności za Słowo? …a jednak św. Paweł głosi! A cały dzisiejszy fragment jego listu jest ukazaniem dramatycznej wrażliwości tegoż apostoła po przejściach, który z jednej strony się boi /”Biada mi…”/  , ale nie popada w rozpacz, a z drugiej jest świadom pokus duchowych pychy???, związanych ze swym szczególnym powołaniem:

Zapłata: „głosząc Ewangelię bez żadnej zapłaty, nie korzystam z praw, jakie mi daje Ewangelia.”

Jakież to miałyby być prawa?

o. Maciej: Św. Paweł jest niesamowity… Prawdziwy przykład dla wszystkich powołanych do głoszenia Ewangelii… Dla niego nie jest to powodem do chluby, czyli czysto ludzkiej chwały, sukcesu, zdobywania uznania… (Hm, jak łatwo zejść na kompromisy w tych aktach żebrania dobrej ludzkiej opinii…).

Gdy chodzi o prawa, jakie daje Ewangelia… pewnie by można szukać głębszych sensów, alegorii, itd., ale tak naprawdę rzecz jest o wiele prostsza i banalna… Paweł głosił Ewangelię, to było jego zadanie, jego zajęcie… stąd miał prawo do wynagrodzenia, pomocy ze strony wspólnot… Paweł dobrowolnie z tego rezygnował… Wiemy, że z zawodu był wytwórcą namiotów i wolał w taki sposób, sam zarabiać na życie tak, żeby nie być dla nikogo ciężarem… Brawo Święty Pawle!!!

Kasia: Św. Paweł jest powalająco szczery. Uzmysłowia nam, że gdy Bóg powołuje nas nawet do rzeczy szczególnych, nawet wielkich i niesamowitych, – a przecież Bóg powołuje każdego człowieka do niesamowitego życia!!! – to pewne nienajlepsze pragnienia w nas nie przestają walczyć. Będąc coraz bliżej Boga, wcale nie przestajemy odczuwać powykrzywianych np. pychą, czy pożądliwością pragnień, ale to właśnie dzięki dotykaniu w nich do bólu!!! życia, możemy szczerze przyciągać innych do Chrystusa?

Nie mówię oczywiście o pójściu za głosem złych pragnień, ale oddawaniu ich wszystkich z wolnej woli, na ofiarę dla Jezusa Chrystusa. Czyż nie o tym szczególnym rodzaju empatii mówi dziś św. Paweł? O takim bezgrzesznym apostolskim współodczuwaniu z grzesznikami?

„Tak więc nie zależąc od nikogo, stałem się niewolnikiem wszystkich, aby tym liczniejsi byli ci, których pozyskam. Dla słabych stałem się jak słaby, aby pozyskać słabych. Stałem się wszystkim dla wszystkich, żeby w ogóle ocalić przynajmniej niektórych. Wszystko zaś czynię dla Ewangelii, by mieć w niej swój udział.”  No i… czy możliwy jest odpoczynek w takim Bożym szaleństwie?

o. Maciej: Bóg powołuje zawsze do rzeczy, które nas przerastają… Jeżeli czuję się powołany do czegoś, czemu sam mogę podołać, to raczej na pewno nie jest to autentyczne powołanie Boże… I to jest piękne! Bo prawdziwe powołanie realizuje ze mną Bóg… To nie zależy tylko ode mnie… Uf, jaka ulga!!

Nasze pragnienia są pokręcone? Oczywiście, że tak… Przede wszystkim dotyczą rzeczy małych, banalnych… Zależy nam przede wszystkim na tym, żeby kamienie stały się chlebem, żeby wszystko było jadalne, wszystko nasycało i dawało przyjemność (cała prawda o nas jest w kuszeniu Chrystusa na pustyni). Tylko, że te pragnienia, prawdziwe w nas, są jednak bardzo powierzchowne, na wyciągnięcie ręki, dlatego nas tak bardzo absorbują…

Na szczęście to nie wszystko! W każdym z nas, głębiej, są pragnienia piękne, wzniosłe, pragnienia czegoś więcej, ta święta intuicja, że to życie, to za mało, że normalność, że norma, to niewola… Paweł to świetnie czuje, dlatego rzuca się w szaleństwo miłości, która go przerasta, bo sam dotknięty MIŁOŚCIĄ, pragnie stać się niewolnikiem wszystkich, słabym dla słabych, wszystkim dla wszystkich… To absurd! To nie jest normalne!

To nie jest ani rozsądne, ani sprawiedliwe! NIE! Ale to jest MIŁOŚĆ!!!

Kasia: Czytania podczas Liturgii Mszy Świętej prześwietlają się wzajemnie, tłumaczą się w swojej nieprzypadkowości danego dnia. Zawsze wchodzimy w postać Jezusa Chrystusa, o którym mowa:

„Gdy Jezus po wyjściu z synagogi przyszedł z Jakubem i Janem do domu Szymona i Andrzeja. Teściowa zaś Szymona leżała w gorączce. Zaraz powiedzieli Mu o niej. On zbliżył się do niej i ująwszy ją za rękę podniósł. Gorączka ją opuściła i usługiwała im. „

A ja chcę zapytać tak prozaicznie na razie: Jak to jest? Szymon miał teściową a zatem i żonę. Porzucił ją dla Chrystusa, żeby pójść z Nim? Jak to było z tymi ewentualnymi żonami apostołów? Coś wiadomo?

o. Maciej: Hm, czy coś wiadomo? Raczej niewiele… Faktycznie fakt „posiadania” teściowej świadczy niezbicie, że Piotr miał żonę… Istnieje legenda, która mówi nawet, że Piotr miał córkę – Petronelę Rzymską… Niestety nic nie wiemy o jego żonie z małym wyjątkiem zapisanym w 1Kor 9, 5, który sugeruje i pozwala przypuszczać, że żona Piotra towarzyszyła mu w jego misji… Jedno ciało, jedna dusza…

Kasia: „Z nastaniem wieczora, gdy słońce zaszło, przynosili do Niego wszystkich chorych i opętanych; i całe miasto było zebrane u drzwi. Uzdrowił wielu dotkniętych rozmaitymi chorobami i wiele złych duchów wyrzucił, lecz nie pozwalał złym duchom mówić, ponieważ wiedziały, kim On jest.”

Dlaczego Jezus nie pozwalał im mówić kim jest?

o. Maciej: Faktycznie może zadziwiać to gadulstwo demonów… O co chodzi? Chodzi o to, że demony rozpoznają Jezusa zawsze (w przeciwieństwie do nas!!!) i to może być nam pomocne…  W każdym razie to polecenie Jezusa, by o tym nie mówiły, jest uważane za jeden z elementów „sekretu mesjańskiego” w Ewangelii Marka.

Podczas gdy demony – duchowi przeciwnicy Jezusa wiedzieli, kim On jest, ludzie musieli uzyskać pełniejszy Jego obraz, „nauczyć” się Go, by rozpoznać w Nim umierającego i powstającego z martwych Mesjasza, prawdziwego Boga i prawdziwego człowieka… I to jest przygoda życia chrześcijańskiego…

 

Kasia: „Nad ranem, gdy jeszcze było ciemno, wstał, wyszedł i udał się na miejsce pustynne, i tam się modlił.”

Jakże musiała być to niesamowita scena – zobaczyć modlitwę Jezusa do Boga Ojca!!!

… ale czy dziś nie mamy nieustannego zapraszania do WIDZENIA tej sceny? A nawet do WSPÓŁUCZESTNICZENIA w niej??? Przecież gdy tylko zaczynamy czytać Słowo…

o. Maciej: Jasne, że tak! Chrystus nie może się doczekać, żeby wprowadzić nas w relację głęboką,  intymną z Ojcem… On nie jest zazdrosny!! Wręcz przeciwnie… Apostołowie, widząc Jezusa modlącego się, dostrzegali w tym takie piękno, że sami pragnęli się tak modlić… Efekt tego pragnienia… ? Modlitwa „Ojcze nasz”… OJCZE… TATO… TATUSIU…

 

 Kasia: „Pośpieszył za nim Szymon z towarzyszami, a gdy Go znaleźli, powiedzieli Mu:

«Wszyscy Cię szukają».”

Czy pośród ludzi na całej ziemi, we wszystkich czasach znalazłby się choć jeden człowiek, który – bez względu na to co robi ze swoim życiem – nie szuka Jezusa???

o. Maciej: Osobiście jestem przekonany, że nie… Każdy człowiek bez wyjątku ma pragnienie Boga… może jedynie o tym nie wiedzieć, nie zdawać sobie sprawy, nazywać to inaczej, ale pragnienie Boga jest w każdym z nas… „Niespokojne jest nasze serce, Panie, dopóki nie spocznie w Tobie” – św. Augustyn… O, błogosławiony niepokój, który prowadzi do Boga…

Kasia: Lecz On rzekł do nich: «Pójdźmy gdzie indziej, do sąsiednich miejscowości, abym i tam mógł nauczać, bo na to wyszedłem». I chodził po całej Galilei, nauczając w ich synagogach i wyrzucając złe duchy.

Na koniec wracając do tematu wykoślawionych w nas pragnień: Nie wiedząc czasem czego szukamy tak naprawdę szukamy Jezusa, a tymczasem to On zawsze szuka nas, tylko że On wie dokładnie kogo szuka i gdzie ma iść aby nas znajdować – nawet w nasze najgorsze bagna. Tylko czy my wiemy gdzie jest nasza Galilea?

o. Maciej: A koniecznie musimy to wiedzieć…? Dlaczego zawsze nasza inicjatywa musi być najważniejsza? Przecież najważniejsze jest, że On to wie i że faktycznie nieustannie nas szuka, walczy o nas bez wytchnienia, idzie tam, gdzie nam się nawet nie śni… „Umiłowawszy swoich na świecie, do końca ich umiłował” (J 13, 1)… Jest sens dodawać coś jeszcze…?  

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *