I złapałem chłopaka w ramiona.

11717452_913090242087081_1066824905121918080_o

Kasia Chrzan: Witaj Arturze. To co? Zaczynamy wywiad? O wypadku w Tatrach, który zmienił życie z pewnością nie tylko Twoje, o Twojej niesamowitej pasji dla skał, jaskiń i gór, i o życiu widzianym poprzez pryzmat tego, co w nich doświadczasz. Ok.? Tylko lojalnie uprzedzam, lubię wnikać, dopytywać do szpiku kości, bo dla mnie każdy konkretny człowiek jest niezwykły! Ciekawy i fascynujący! Pokażmy to piękno, jeśli tylko chcesz oczywiście!                                                          

Artur Guma Pierzchniak: Spoko!!! Też lubię wnikanie, a nie tylko pobieżny często mediów opis .No i… normalny super za maila podzięków też bardzo, a najbardziej za zainteresowanie tak odległą sprawą…

K.: Wcale nie sądzę żeby to była odległa sprawa, przecież tak naprawdę to trwa, czyż nie?

A.: Tak… no niestety to sprawa dożywotnia, ciągle trwale przypomina, na co dzień i w górkach, gdy często staram się tam w nich być.

K.: Jak to wygląda z Twojego punktu widzenia, czy takie różne doświadczenia nie stają się dla nas nowymi narodzinami?

 A.: …ciągłe lepsze powracanie, po doświadczeniach jest raźniej, nawet po takich z Oktawiuszem. Coś budują, wnoszą, za to że nie powinno nigdy dojść do tego, to w zamian jest taki kawałek odwzajemnienia losu…

DSCN4646

od lewej: Oktawian i Artur, wrzesień 2015 r.

K.: …no właśnie. Wasze wspólne wydarzenie pewnie nie było przypadkiem ani dla Ciebie ale pewnie też nie dla Oktawiana… nie mówię że ‚tak miało być’ – bo cóż znaczy ten slogan. To wszystko jest trudne, żeby rozumieć, albo jeszcze trudniej: pozwolić sobie nie rozumieć i żyć. Myślę tylko o nieprzypadkowości Waszego WSPÓLNEGO zdarzenia, spotkania w cierpieniu. Przepraszam, może za daleko myślę, ale tak miło Was razem obserwować w działaniu…

A.: Po wypadku stało wiele innego dobrego, które dalej trwa! I ciągle coś się dzieje, takie jakby przeznaczenie. Pewnie każdy ma różne cele, bez których nie było by tego, co potem życie przynosi ważnego.

DSCN4674

Oktawian asekuruje Artura, wrzesień 2015 r.

K.: Arturze, możesz opisać mi w kilku zdaniach jak to wyglądało z Twojej strony?

A. Wyjazd Noworoczny, sylwestrowy, miał to być: Tatry Świnica wschodnia, Komin Darowskiego. Fajna droga zimkowa, V+, pierwszy wyciąg robiłem rok temu, ale wtedy resztę odpuściliśmy, późno już było i poszliśmy na co innego. Teraz wracam tu z Oktawem, jego brat też zabrał się na Orlą, ma zrobić przebiega, potem mamy spotkać się na dole w kotle Gąsienicowym. Tym razem trafiamy, nie jest późno ani wcale warunki pogoda jak na wspin idealna, mróz niewielki z -5, słońce świeci. Wbijamy z kolejki na Kasprowy, szybki skok, złazimy granią w  przełęcz Świnicką, a z niej pod filar w lewo na dół, a brat wprost do piku grani. Mniej więcej synchronizujemy czasy zejścia, a wspinać mi wcale nie chce nawet zazdroszczę pomysłu brata Oktawiana, by sobie też poleźć na Orle zimą. … W sumie sie nie było. No a zawsze jakoś pnie się do szczytu, a mało jest chodzeń po grani. Wiadomo, szkoda było by wyjazdu, a nastawianie w głowie było na Świnice i ględzenia Oktawiusza o odpuszczaniu i nie ma tak łatwo cofki… odveta.

Jakoś kijowo czuje świąteczne obżarcie łakoci, a i porobiło swoje szybki wjazd kolejką z marszem pod ścianę. Męczę się, a wspinać i tak mi się nie chce. Mówię więc: Oktawiusz robisz jeden wyciąg i zjeżdżasz, choć Oktawiusz nie odpuszczał, miał w czapie ciągle jeszcze wspin. Wyżej ja już wiedziałem że się nie powspinam. Mogę go poasekurować i spadamy szybko potem na browar do Murowańca. Więc Oktaw oszpeja wiąże liną i pomału wspina się początkiem komina. Jest on tu na tej drodze  najtrudniejszy, w skali technicznej M5+. Cała ściana ma ze 3 stówki wyciągów, sporo-dzisiaj jeden może reszta okaże na jutro.

W tamtym roku jak go łoiłem było trudno, wywieszony komin, parę zagrywek technicznie z dosyć schizolską asekuracją na wyjściu na połogi płyty którymi już kawałek do stanu, na którym wisiałem rok temu z Igą. I nic nie stało. Zawsze kurde mam ten obraz przed oczami. Dlaczego teraz? A nie w tedy na przykład?

Oktawowi też godzina pewnie zeszła jak doszedł do tamtego stanowiska… feralne to ono nie było. Dopiero fest naruszone odpaść  postanowiło. Dochodzi do haka, zakłada auto przekładając linę na pół do zjazdu, bo ja dziś nie idę. To zjeżdżaj! Spadamy do schronu! Jutro przyjdziemy!

K.: Masz ciekawy język Artur. Myślę że nie będę za bardzo redagowała tekstu, bo taki jaki jest, wydaje się o wiele ciekawszy! Jest po prostu żywy! … co dalej zatem?

DSCN4663 (1)

 

Artur wspina się w Olsztynie, wrzesień 2015 r.

A.: Hejko!  Wporzo!  Ogarnę historię, nie ma problemu. Dziś opisze, to w ciekawy, w naturalny sposób. Wczoraj już zwałka po dniu w skałach, a tu  trzeba sie skoncentrować, fajnie wtedy wyjdzie temacik.

K.: Jak często dziś wspina się Artur Guma Pierzchniak?

A.: Wspinać to już się nie wspinam. Ekiperuję skałki Jurajskie, ubezpieczam drogi wspinaczkowe. Od wielu lat się tym zajmuję, a przed wypadkiem też to robiłem, ale raczej sporadycznie, obijając tylko swoje prywatne drogi. Od jakiś 7 lat robię to na większą skalę, ubezpieczając również drogi już istniejące, stare, wymieniając na nich asekuracje na nową. Jeżdżę w skały często, jak jest pogoda to 3-4 razy w tygodniu. Mam do nich blisko, a najbliższy jest Olsztyn 10km od domu. W mojej sytuacji bywa że mam sporo wolnego czasu na zajmowanie tą pasją.

K.: O ubezpieczaniu przez Artura dróg można przeczytać tutaj:  http://naszabramow.pl/i-ty-to-wszystko-w-skale-robisz-jedna-reka/  i obejrzeć ciekawy fotoreportaż. Dodam tylko, że Artur takich tras wyznaczył około 400!!!

 A uczysz też ludzi wspinania się? Czy prowadziłeś jakieś kursy dla ‚żółtodziobów’ – jak siebie sam określał Oktawian opisując wasz wypadek? patrz: http://naszabramow.pl/a-co-oktaw-mam-cie-ukrzyzowac-czyli-o-tym-jak-przyjazn-wspiela-sie-w-zimowych-tatrach/

A.: Uczyłem, prowadziłem, ale wyłącznie wśród znajomych, z którymi się wspinało. Nigdy jako instruktor

 K.: Masz jakieś najulubieńsze miejsce, taką swoją skałę, która od lat Cię czymś urzeka i Ci to nie mija?

A.: W okolicy najbliższej moją ulubioną skałą jest Boniek w Sokolich Górach. Ogólnie dla mnie, jak dla Jurajczyka z północy, Sokole Góry i Dolina Wiercicy, okolice Złotego Potoku to najciekawsze miejsca i najspokojniejsze w tej części Jury. One ciągle jeszcze są zaskakujące z nieustannie nowymi, powstającymi tam propozycjami do wspinaczki, mimo parku, bo te skały częściowo leżą w granicach rezerwatu, gdzie wspinać się praktycznie nie wolno. A jednak, pomiędzy tym jeszcze, można znaleźć w krzakach całkiem świeże dziewicze, nietknięte skały na nowe drogi.

Skały Rezerwat Zielona Góra też bardzo lubię, są klimatyczne… duchowe… duże skały w lesie. W zasadzie tam mam najbliżej rowerem z domu. No tam klimat taki… ogrom wielkich starych drzew wśród skał… wszystko w lesie…

K.: duchowe… hm… Arturze, a ile lat miałeś jak się zacząłeś wspinać?

A.: Zacząłem się wspinać od 16 roku życia. Najpierw od jaskiń Jura Tatry, a jak miałem 19 już wspinałem się w górach i na jurze pomału rozwijając się w tej dziedzinie

K.: A w dniu wypadku Oktawiana właśnie uczyłeś? Często się razem wspinaliście, czy tylko ten jeden raz?

DSCN4572

 

tym razem Artur asekuruje Oktawiusza, wrzesień 2015 r.

A.: Oktawa też jakoś w Sokolich Górach poznaliśmy. Jeździł kilka razy z nami w skały, potem w góry. A zimą na Świnicy chyba to był nasz drugi wspin, rok wcześniej wspinał się ze mną i kolegą w zespole trójkowym na Kościelcu. Robiliśmy tam dość trudną drogę na Zachodniej, w płytach, a w skałkach pokazywał się sporadycznie. Nigdy nie był moim stałym partnerem od liny. Ja w sumie wspinałem z wieloma facetami też i dziewczynami.

DSCN4590

Artur i Oktawian bardzo cierpliwie tłumaczą mi co i jak. Dziękuje Wam Panowie za te wspaniałe dni  z  Wami!

K.: Wspominałeś też coś o jaskiniach…?

A.: Jaskinie… sporo zrobiłem trudnych jaskiń zarówno w Tatrach jak i na Jurze. Głównie interesowały mnie właśnie te trudne jaskinie o rozwinięciu pionowym. Teraz klubowo z ekipą też porą zimową wybieram się aktywnie do jaskiń.

K.: Wrócimy może do tematu wypadku? Czy to był Twój jedyny wypadek? Miewałeś często w górach trudne, ryzykowne sytuacje?

 A.: Taki poważny wypadek zafundowany miałem pierwszy raz. Kiedyś też spadłem ze skały na Jurze w czasie zjazdu z niej, po poprowadzeniu na niej drogi zjeżdżałem z ucha skalnego i ono mi się urwało, spadłem około 10m łamiąc dwa żebra i lewą rękę. Pod skałą walnąłem się w głowę. Kumpel mnie cucił… reanimacja… straciłem przytomność. W skałach byliśmy wtedy rowerami dość daleko od Częstochowy 50km. Przyjechaliśmy wtedy na weekend. Kumpel pobiegł zatrzymać jakiś samochód aby mnie ktoś zawiózł do szpitala do Myszkowa

Spędziłem 3 dni w szpitalu, gips na łapie i za tydzień już wspinałem i pracowałem!

Wiesz, ryzyko często było w górach, sytuacje zdarzały się różne, ale robiąc różne trudne przejścia i te ryzyko w porządku, się ogarniało. A ten wypadek w skałkach był typowo z mojego błędu zlekceważenia. Zaufałem temu wielkiemu, naturalnemu oku skalnemu, które jednak runęło pod moim obciążeniem.

Normalnie w takich sytuacjach dokłada się drugi punkt, oczko i to razem łączy dla wzmocnienia. Jednak ja niepotrzebnie zaufałem temu jednemu, wydawało by się pancernemu na rzut oka.

Teraz w tym miejscu obok jest stałe stanowisko, ringi które ja też montuje w podobnych miejscach. Zmierzam do takiego stanowiska, ubezpieczam, by tam wtedy nic podobnego się nie wydarzyło.

Podobnie jak i Oktawiusz w ścianie Świnicy, będąc wtedy na stanowisku przy tym haku, z którym odpadł, jak by go ręką skontrolował, to też by nic nie stało, bo by go po prostu poprawił, dobijając młotkiem. Chodzi w tym wszystkim o takie szczególiki, ale ogromnie ważne, jak widzimy życiowo.

K.: No właśnie, a jak było wtedy?

A.: Jak zauważyłem, że Oktawian odpada od ściany z wyrwanym hakiem, były to ułamki sekund na spontaniczną reakcje. Poczułem się zwyczajnie jak w skałkach, nie zdając sobie pewnie sprawy z dzielącej nas wysokości. W górach wszystko się przybliża, a w realu jest znacznie dalej.

Wypadek zaczął się od tego… przez to, jak po poprowadzonym pierwszym wyciągu, Oktawiusz zjechał z niego do podstawy ściany i nie mogliśmy wspólnymi siłami ściągnąć liny połówkowej ze stanowiska. Po prostu jak to się lubią figle w górach robić, lina fest poplątała się po drodze zjazdu Oktawiusza. Kolega był na tyle roztargniony, że musiało mu się nie pomyśleć, by odpowiednio linę sklarować i ułożyć równo w czasie zjazdu, by się nie zaczepiła, by była równo ułożona przy jej ściąganiu na ziemi.

Opisuję ci to z punktu technicznego, jak do tego doszło, a nie musiało.

Lina była tak źle poskręcana, że za nic w życiu drgnąć nie chciała, a na pewno to nasze toporne silne ciągniecie osłabiło hak stanowiskowy, do którego była cały czas zamocowana owa lina.

Po kilku nie udanych próbach Oktawiusz, po naciąganej przeze mnie jednej żyle liny połówkowej, wszedł za pomocą przyrządów zaciskowych z powrotem do stanowiska, by uwolnić zblokowaną linę. Dobrze że ściągnął z butów raki, bo w nich niewygodnie się podchodziło z pętlami przy kolcach, które też zapewne by mnie za niedługą chwile rozharatały krwiście. To był plus tego zdarzenia, że pozbył z nóg raków.

Więc doszedł z powrotem do haka, rozplątał ładnie, już ułożył elegancko linę lecz go nie skontrolował czy przypadkiem nie poluzował od naszego ciągnięcia. Na pewniaka wpiął na powrót linę w przyrząd zjazdowy i zaczął zjeżdżać po płycie, a po chwili, gdy większą siłą obciążył stanowisku, to ten hak najzwyczajniej wypadł z rysy i już tylko widziałem jak leci bezwładnie z około 20m, obijając ciałem o płyty ściany komina. Wtedy szybko, samoczynnie, jak z katapulty wystartowałem, wiele nie myśląc, by go poratować, by jakoś zamortyzować jego uderzenie i jak dzieciak (He! he!) wyciągnąłem ramiona by łapać partnera, nie zdając sprawy jak mogę oberwać. Nie było czasu zastanawiać nad czymkolwiek.

Widząc jak Oktaw nabiera szybkości prędko podbiegłem kilka kroków dzielących mnie od niego, wyciągnąłem ręce i złapałem chłopaka w ramiona i…

10985024_913090278753744_2295771661904477834_n

 A tak sobie Guma... na górce stoi!

Ciąg dalszy tej historii już wkrótce!

K. Ch.

 

Komentarze do: “I złapałem chłopaka w ramiona.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *