Koniec kolonizacji Polski!

Właśnie w Polsce niemieccy przedsiębiorcy i agendy rządowe mogły bez skrupułów i żadnych zahamowań dopuszczać się praktyk, których zabraniano w Niemczech. Te najbardziej drastyczne miały charakter wręcz kolonialny – piszą Ryszard Czarnecki i Jerzy Bielewicz.

Liczne wypowiedzi niemieckich polityków nieprzychylne zmianie rządów w Polsce mają swoje głębokie przyczyny. I nie chodzi o zagrożenie demokracji. Wręcz przeciwnie – o utrzymanie status quo, które z demokracją nie ma nic wspólnego.

 

W ciągu 8 lat rządów koalicji PO-PSL Berlin utrwalił swoje wpływy nad Wisłą. Przytoczyć należy dwa sztandarowe przykłady, kiedy politycy PO-PSL podejmowali decyzje sprzeczne z polską racją stanu, a zgodne z życzeniem zachodniego sąsiada. 1. Zamknięcie polskich stoczni, gdy niemieckie skorzystały z pomocy publicznej. Dziś to te niemieckie świetnie prosperują, gdyż pozbyły się niechcianej konkurencji. 2. Budowa Nord Streamu po dnie Bałtyku i w taki sposób, że odcina możliwość efektywnych dostaw gazu skroplonego do Świnoujścia największym jednostkom o dużym zanurzeniu.

 

To wszystko „zadziało się” niczym w thrillerze  politycznym pod totalną osłoną mediów. Drodzy niemieccy koledzy, pamiętacie swoje oburzenie, gdy w 2005 roku brytyjski Mecom Group próbował wejść w sposób znaczący na Wasz rynek prasowy? Jakie przesłanki czy logika kazały Wam zatem zmonopolizować polski rynek prasy lokalnej? Oburzenie zmieniło się w entuzjazm, bo bez reakcji rządu w Warszawie, osiągnęliście u nas to czego nie dopuszczacie nawet do myśli we własnego kraju.

 

Właśnie w Polsce niemieccy przedsiębiorcy i agendy rządowe mogły bez skrupułów i żadnych zahamowań dopuszczać się praktyk, których zabraniano w Niemczech.

 

Przypomnijmy te najbardziej drastyczne o charakterze wręcz kolonialnym. Powinny wywołać choć rumieniec na licu przewodniczącego Parlamentu Europejskiego Schulza czy przewodniczącego frakcji CDU-CSU w Bundestagu Volkera Kaudera.  W imię czego Deutsche Bank i Commerzbank sprzedawały na polskim rynku w latach 2004 do 2008 trzydziestoletnie „kredyty” hipoteczne indeksowane do franka szwajcarskiego. Dziś po znacznej dewaluacji złotówki polscy klienci tych niemieckich banków działających na naszym rynku mają do spłacenia kapitał wyrażony w złotych często dwa razy większy niż w momencie zakupu wymarzonego mieszkania. Czyż nie są to przypadkiem toksyczne instrumenty pochodne wystawiające nieświadomego finansów Kowalskiego na nieograniczone ryzyko walutowe? Czy Deutsche Bank i Commerzbank miały czelność oferować podobne produkty Shmidtowi na swoim rodzimym niemieckim rynku? Oczywiście – NEIN!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *