Media donoszą o brutalnej akcji przeprowadzonej nocą przez ubranych w czarne kombinezony osobników wobec legalnie tam przebywających (posiadali przepustki) przeciwników budowy farm wiatrowych zbyt blisko domów.
Jak silny musi być lobbing firm stawiających wiatraki lub też innych nieznanych nam czynników, że ustawa, o której mówi się od kilku lat, określająca bezpieczną odległość wiatraków od zabudowań, nie może zostać uchwalona.
Ciekawe, dlaczego ‚nasi’ przedstawiciele w Sejmie nie potrafią przeprowadzić tak istotnej dla Polaków ustawy, a problem nie dotyczy przecież pojedynczych miejscowości, ale dużego obszaru kraju. Reklamowana jako zielona energia z ekologią ma niewiele wspólnego, a przyniesie wiele strat: podwyżkę cen prądu, spadek wartości nieruchomości położonych wokół farm wiatrowych, dewastację krajobrazu, zablokuje rozbudowę miejscowości, nie wspominając już o najważniejszych chyba skutkach zdrowotnych.
Fragment relacji z protestu:
Straż marszałkowska siłą wyprowadziła z Sejmu siedmiu ekologów, którzy rozpoczęli w czwartek protest przeciw budowie elektrowni wiatrowych. Akcję przeprowadzono w późnych godzinach wieczornych – informuje radio RMF FM.
Potraktowano nas jak bandytów
— twierdzą ekolodzy. Według ich relacji, ok. godz. 23, 30-40 strażników w uniformach „wypadło bez ostrzeżenia i skasowało wszystkie pliki w komputerach,komórkach i aparatach”.
Siłą wyprowadzali nas z budynku, niektórych wynosili
— mówi szef protestujących Leszek Matusik, podkreślając, że w Sejmie byli legalnie i mieli ważne przepustki.
Jest to dla nas złamanie wszelkich przepisów prawa, a w Sejmie byliśmy po to, żeby przestrzegana była konstytucja
— mówił w rozmowie z reporterem RMF FM Matusik.
Wyprowadzeni z Sejmu to przeciwnicy budowy w Polsce farm wiatrowych. Ich główny postulat to wprowadzanie specjalnej ustawy, która zagwarantuje, że wiatraki będą stawiane co najmniej 3 kilometry od zabudowań.
Źródło: wpolityce.pl